W latach 60. czy 70. XX wieku kinomani ustawiali się w kolejkach, by móc zagłębić się w fotelach lokalnego kina, obejrzeć film akcji, western czy film historyczno-obyczajowy. Wielu z nas pamięta „Ziemię obiecaną” (1974) Andrzeja Wajdy, zekranizowaną powieść panoramiczną Władysława Reymonta, wydaną w 1899 r. w Warszawie. Naówczas wydawcą tego arcydzieła było przedsiębiorstwo wydawnicze „Gebethner i Wolff”. Pięknie prezentują się książki opatrzone okrągłym logotypem z wizerunkiem sowy otoczonej wieńcem. Niestety, w roku 1950 nastąpiła likwidacja wydawnictwa działającego nieprzerwanie od 1857 r. Władze komunistyczne konsekwentnie likwidowały pewne tradycje.
Kolejnym kultowym filmem tych dekad był „Człowiek z marmuru” (1976) również w reżyserii Andrzeja Wajdy, który został stworzony na podstawie scenariusza Aleksandra Ścibora-Rylskiego. Ileż ten film dla nas znaczył. Ileż wywoływał emocji. Przedstawia on losy studentki szkoły filmowej Agnieszki, która z wielką starannością i pieczołowitością zbiera materiały na potrzeby realizacji filmu dokumentalnego o uznanym w okresie stalinizmu przodowniku pracy, Mateuszu Birkucie. Fikcyjna postać Birkuta wzorowana była na Piotrze Ożańskim, budowniczym Nowej Huty, członku PZPR. Niezwykłe kreacje Krystyny Jandy i Jerzego Radziwiłowicza przyprawiały widza o dreszcze.
I nastał stan wojenny, podczas którego nie było wielkiego wyboru rozrywek. Ba! Żeby zdobyć mydło i pastę do zębów trzeba było odstać swoje w kolejce. Telewizja prezentowała słabe programy przesycone komunikatami. Lata 80. XX wieku, lata mojej zbuntowanej młodości nie należały do najłatwiejszych. Kina były zamknięte. Dopiero w lutym 1982 r. pojawiła się pierwsza premiera. Naówczas większość wyświetlanych filmów stanowiły produkcje polskie oraz pochodzące z krajów socjalistycznych. Filmy ze Stanów Zjednoczonych, Francji, RFN czy Wielkiej Brytanii były rarytasem. Wśród bierności premier pojawił się prawdziwy hit. Po 9 latach od światowego debiutu (1973) w Kinie Milenium wyświetlono „Wejście smoka” z legendarnym Brucem Lee w roli głównej. Autokary z przyjezdnymi widzami parkowały na słupskich placach. Zakłady pracy fundowały bilety dla swoich załóg, kinomani czasami po kilka razy oczekiwali w długich kolejkach po bilet.
Dlaczego o tym piszę? Kino Milenium – służące przez lata mieszkańcom – zostało brutalnie zamknięte. Pomnik mojej młodości, dzieciństwa moich pociech przestał wyświetlać westerny, filmy akcji czy filmy historyczno-obyczajowe. Symbol świetlnego neonu „Milenium” zniknął z przestrzeni Starego Rynku. Zdarzało się, że nad neonem pojawiała się reklama, zdjęcie przedwojennego Starego Rynku, baner kandydata na prezydenta czy zaproszenie na premierę światowego kina akcji. 16 grudnia 2010 r., po dramacie wojennym Jerzego Passendorfera pt. „Zerwany most” z Tadeuszem Łomnickim w roli głównej, legendarne kino Milenium w Słupsku zamarło. Odnosząc się do wymowy symbolicznej można by rzec, że brutalnie został zerwany filmowy „most” słupskiej kultury. Od tamtego momentu minęło prawie 10 lat, a ja wciąż nie mogę się z tym pogodzić. Nie ma już wśród nas Pawła Wilińskiego – wieloletniego kierownika kina, który tworzył jego klimat i historię. Siadywał w swoim gabinecie przy wielkim drewnianym biurku i snuł opowieści o kreacjach aktorskich, widzach i ich preferencjach filmowych, wizytach władz zwierzchnich, kłopotach i sukcesach. Tęsknił za melodramatem muzycznym „Ostatnie akordy” z Kim Novak w roli głównej. Chętnie dzielił się wspomnieniami i artefaktami minionej epoki. W oszklonym gabinetowym segmencie wciąż tkwiło popiersie Lenina. Wiliński mawiał, że to dla potomnych, by mogli zapytać, kim był ów człowiek, którego marmurowe popiersie przechowywane jest za szybą starego segmentu. Oraz pomyśleli, z jakiego powodu sądził on, że kino to najważniejsza ze sztuk. Na ścianach gabinetu widniały certyfikaty i plakaty filmowe. Paweł Wiliński kończąc jedną opowieść, rozpoczynał kolejną, przypalając papierosa pomiędzy czasami. Ten sam film, który pożegnał kino Milenium, był pierwszym seansem w nowo otwartym gmachu. To tak z sentymentu.
Milenium
Nazwa kina wpisywała się w obchody Tysiąclecia Państwa Polskiego, które proklamował peerelowski sejm. Uroczystości i inicjatywy Tysiąclecia miały przypomnieć chlubne dzieje budowy i rozwoju państwa pierwszych Piastów. Przygotowania do obchodów rozpoczęły się już w 1960 r. Ileż się wówczas działo, pieśniom, defiladom i pomnikom nie było końca. Kwiaty sypano pod nogi prominentów, budowniczych PRL. Gdyby nie obchody Tysiąclecia kino nosiłoby regionalną nazwę, Rowokół. Wydarzeniom towarzyszył również program oświatowy „Tysiąc szkół na 1000-lecie”. W Słupsku też wznoszono „Tysiąclatki”, które funkcjonują do dziś. W związku z jubileuszem wzmożono badania archeologiczne, podjęto także inne akcje, jak: zadrzewiania kraju, budowy dróg, budowy wałów przeciwpowodziowych. Jednym słowem, lata 60. były silnie ukierunkowane na tworzenie ideologicznych scenariuszy i wprowadzanie ich w życie zwykłych ludzi. Milenium sprzyjało pokazaniu siły światopoglądowej systemu.
Nowa generacja
Budowa kina nowej generacji w Słupsku – kina panoramicznego – rozpoczęła się w 1959 r. i trwała 4 lata. Powodem przeciągającej się na wiele lat budowy były prace archeologiczne. Podczas prac budowlanych natrafiono na pozostałości prastarego grodu i rozpoczął się długi proces poszukiwania „skarbów”. W trakcie prac wykopaliskowych odkryto resztki nawierzchni ulic, zręby drewnianych zabudowań mieszkalnych, natrafiając wśród nich na ślady średniowiecznych warsztatów rzemieślniczych. Takie znaleziska jak fragmenty ciżem skórzanych i dzban ceramiczny – znalazły miejsce w ekspozycji muzealnej.
Kino rozpoczęło swoją działalność 4 kwietnia 1963 r. Placówka miała przestronną widownię, duży ekran, najwyższej klasy aparaturę, przeszkloną przestrzeń poczekalni oraz doświadczoną kadrę, która przeszła do Milenium z Polonii. Koszt budowy kina wyniósł ok. 10 milionów zł. Nawet Warszawa nie miała takiego obiektu kulturalnego. Zostało ono zakwalifikowane do kategorii zeroekranowych, czyli premierowych, wśród dziesięciu tego typu kin w Polsce. Kino dysponowało 724 miejscami. Już w 1970 r. zostało doposażone w aparaturę stereo na taśmę 70 milimetrów. W roku 1975 sala widowiskowa zmieniła swój wygląd – dobudowano scenę, redukując liczbę miejsc dla widzów do 640. W 1979 r. zostały wymienione fotele na bardziej użyteczne. Już wówczas Milenium posiadało dźwięk laserowy. Przed jego zamknięciem w budynku mieściły się 3 sale kinowe, które mogły pomieścić 700 osób. Sala duża miała 550 miejsc, te mniejsze, bardziej kameralne różniły się kolorami oraz gatunkiem wyświetlanych w nich filmów. O ile mnie pamięć nie myli, jedna sala była czerwona, druga granatowa.
Poszłabym za tobą na sam koniec świata…
W Milenium grano wszystkie premiery, zdarzało się, że w ciągu roku placówkę odwiedzało 100 tys. widzów. Pierwszym kierownikiem kina był Władysław Wasilewski. Doborem filmów w latach 1957-71 zajmowała się Filmowa Rada Repertuarowa (FRR), będąca w owym czasie ogniwem doradczym Centrali Wynajmu Filmów. W 1973 r. zakres działania Rady został zmieniony. W jej miejsce powołano Filmową Komisję Repertuarową. W 1975 r. nadzór nad kinem Milenium sprawowało Okręgowe Przedsiębiorstwo Rozpowszechniania Filmów z siedzibą w Koszalinie. Wszystkie tego typu przedsiębiorstwa podlegały Zjednoczeniu Rozpowszechniania Filmów w Warszawie. Przy doborze repertuaru obowiązywały zdecydowane proporcje, a mianowicie 60 procent wybranych filmów produkowano w krajach demokracji ludowej, pozostałe 40 procent w krajach kapitalistycznych. Politykę repertuarową określały wskaźniki planu finansowego. W 1985 r. kino Milenium wypracowało niebagatelną kwotę 15 mln zł. Tak wysokie dochody związane były z polityką repertuarową, którą wprowadził Paweł Wiliński, zarządzając w tym czasie kinem Polonia i kinem Milenium. Był przekonany, że widza przyciągają światowe produkcje, atrakcyjne powtórki oraz duże zróżnicowanie. Miał rację. W latach 80. ubiegłego wieku w Milenium i w Polonii nie doświadczano status quo. Jeżeli w jednym z kin grano „Sprzedawcę kapeluszy” w reżyserii Claude Chabrola, to w tym samym czasie w drugim prezentowany był „Powrót Jedi” Richarda Marquanda.
W owym czasie kina nie konkurowały ze sobą repertuarowo, nie musiały, bo stale miały widownię, miejsca wypełnione po brzegi. Przed kasami „pełzały” tasiemcowe kolejki kinomanów. Kina w Słupsku kwitły, królowała w nich młodzież. Był czas, że „Klasztor Shaolin” obejrzało 85 tys. widzów, a „Indiana Jones” 46 tys. Wiliński prowadził edukację najmłodszych widzów, grano dla wszystkich szkół. W repertuarze znajdowały się filmy dotykające problemów związanych z narkomanią np. „Jestem przeciw”. W ramach słupskiej edycji festiwalu „Młodzi i film” wyświetlano filmy ambitniejsze, takie które można było interpretować po swojemu. Osobnym rozdziałem w kinie były „Konfrontacje”, wydarzenie organizowane z myślą o filmowych koneserach. „Konfrontacje” stanowiły swoistą dawką uderzeniową, nasyconą repertuarowo i dostępną dla wszystkich. Domy dziecka i domy opieki społecznej korzystały z kina bezpłatnie. Wiliński organizował również dyskotekowe kino dla młodzieży. To była znakomita inicjatywa. W Milenium koncertowały gwiazdy światowego formatu, wśród nich Czesław Niemen i Mira Kubasińska. Na kinowej scenie organizowano koncerty fortepianowe w ramach Festiwalu Pianistyki Polskiej. Piękne czasy dla melomanów, koneserów muzyki klasycznej, wielbicieli brzmienia organów Hammonda czy miłośników bluesa i rocka. Słupsk był, i jest niebywale muzycznym miastem.
Kino objazdowe
Sieć kin w Polsce była powiększana przez kina objazdowe. Cieszyły się one dużą popularnością, szczególnie na wsiach i w małych miasteczkach. Nie zawsze jednak wyjazdowe seanse było możliwe ze względu na fundusze, a w zasadzie ich brak. W artykule prasowym publikowanym w „Zbliżeniach” z roku 1983 można wyczytać, że polska kinematografia borykała się w tamtym okresie z dużymi problemami finansowymi. Piotr Jaroszyk – ówczesny dyrektor Okręgowego Przedsiębiorstwa Rozpowszechniania Filmów w Koszalinie w rozmowie z Jerzym Szychem – wspominał o brakach sprzętu kinotechnicznego, płótna do kin objazdowych, części samochodowych i sprzętu do wyposażenia kin. Mówił również o potrzebie organizacji kin letnich, które przynosiły spore dochody. Mimo trudności finansowych kino Milenium wciąż doposażono i remontowano. 19 września 1986 r. odbyła się w nim pierwsza projekcja filmu trójwymiarowego. W wywiadzie publikowanym w „Zbliżeniach” z roku 1986 przeprowadzonym przez Jolantę Nitkowską-Weglarz z Leonardem Szumelem – twórcą polskiego systemu kinematografii stereoskopowej – zawarte są szczegółowe informacje o trójwymiarowości w polskim kinie.
Po transformacji ustrojowej dzierżawcą kina Milenium został Paweł Wiliński. Jednostką nadrzędną zaś Państwowa Instytucja Filmowa „Film Art.” z Poznania. Zaczęto wyświetlać wielkie polskie produkcje, zekranizowano dzieła klasyków literatury polskiej: Henryka Sienkiewicza, Adama Mickiewicza czy Aleksandra Fredry. Widzowie tłumnie przybywali do kin na: „Ogniem i mieczem” (1999) w reżyserii Jerzego Hoffmana, „Pana Tadeusza” (1999) w reżyserii Andrzeja Wajdy czy „Zemstę” (2002) również w reżyserii Andrzeja Wajdy. Ciekawostką jest, że epopeja Adama Mickiewicza z 1834 r. „Pan Tadeusz” zekranizowana została już w 1928 r., jako film niemy. Owe dzieło reżyserował Ryszarda Ordyński. Zaginęło podczas drugiej wojny światowej. Po odnalezieniu fragmentów filmu w latach 50. XX w., kolejnych w 2006 r., zdecydowano się na rekonstrukcję dzieła. Premiera odbyła się w 2012 r. w Warszawie w kinie Iluzjon [źródło: https://empikbilety.pl/wydarzenie/retro-mowi-pan-tadeusz-film-niemy-z-1928r/lipiec-2019].
Koniec Milenium
Po transformacji rozpoczęły się próby uregulowania własności. Na podstawie zmian ustawodawczych grunty Skarbu Państwa będące w tzw. zarządzie własnym, przechodziły w ręce prywatne. I tak oto firma z Poznania, zarządzająca gruntem i budynkiem Kina Milenium w Słupsku, ogłosiła przetarg. Z informacji pozyskanych od mieszkańców wynika, że przetarg został ogłoszony w Koszalinie. Nasze miasto nie skorzystało z prawa pierwokupu.
W 2006 r. oszacowano, że koszty remontu budynku mogłyby pochłonąć milion zł. Samorząd nie dysponował taką kwotą.
Nastał rok 2010. Los kina został przesądzony. W archiwalnych artykułach z tamtego okresu czytamy, iż miasto miało pewne plany związane z modernizacją Starego Rynku, a szczególnie tej części, w której znajdowało się kino Milenium. W barwny sposób przekonywano, obiecywano… zmienić obraz rynku, nadać zdecydowany charakter tej historycznej przestrzeni miasta. Mówiono o stylu „chojnickim”. W konsekwencji odnowiono fasady kilku kamienic, nadano im formę „sztuczności”. Milenium nie wpisało się w ten ambitny plan. Kino przegrało. Firma „Film Art.” z Poznania upadła. Paweł Wiliński przeszedł na emeryturę, jak większość dziewięcioosobowego kinowego zespołu.
Cała prawda o dokumentach życia społecznego z Milenium
W 2006 r., tuż po założeniu Koła Wolontariatu przy Miejskiej Bibliotece Publicznej w Słupsku, wraz z pierwszymi wolontariuszami/zapaleńcami rozpoczęłam proces porządkowania i gromadzenia dokumentów życia społecznego. Od ówczesnego dyrektora biblioteki, Tadeusza Matyjaszka, otrzymałam „zielone światło” na tworzenie projektu regionalnego, dzisiejszej Bałtyckiej Biblioteki Cyfrowej. Wraz z Kacprem Pencarskim i Krzysztofem Skrzypcem (wolontariuszami z MBP), zaczęliśmy szukać instytucji, które mogłyby współtworzyć cyfrowy zasób regionu. Głównym celem naszego działania było gromadzenie dokumentów życia społecznego, które miały uzupełnić tradycyjny zasób – w niedalekiej przyszłości zaś – regionalny zasób cyfrowy. W holu MBP zorganizowaliśmy wystawę wspomnieniową. Po pewnym czasie do naszego zespołu dołączył fotoreporter „Głosu Pomorza” Sławomir Żabicki, dzisiaj kierownik Działu Informacji Regionalnej i Bibliograficznej w MBP.
Za pośrednictwem Krystyny Chrząstowskiej – kiedyś aktorki Państwowego Teatru „Tęcza” w Słupsku, malarki, poetki, bibliotekarki oraz wspaniałej koleżanki – nawiązałam kontakt z Pawłem Wilińskim. W archiwaliach Milenium odkryliśmy prawdziwe „perły”. W kinie spędzaliśmy każdą wolną chwilę w poszukiwaniu źródeł. Paweł Wiliński chętnie przekazywał cenne materiały, snuł opowieści o zdarzeniach z przeszłości, również o końcu milenijnej hossy. Już w 2007 r. wiedział, że los kina został przesądzony. Michał Bugiel, wieloletni kinooperator, udostępnił fotografie wystaw i plakatów kinowych. Był autorem tych zdjęć. On też przyczynił się do przekazania folderów i plakatów bibliotece. Zdarzały się wśród nich prawdziwe perły. Wcześniej plakaty były malowane ręcznie, tworzono tzw. terminarze, które sprawiały wrażenie dzieł sztuki. Pierwszym etatowym plastykiem „kinoteatru” był Wiesław Wróblewski. To jego prace utrwalił na błonach fotograficznych Michał Bugiel, drobny, uśmiechnięty człowiek, dla którego sala projekcyjna stała się drugim domem. Zapraszał o swojego królestwa, objaśniał meandry technologiczne projektorów, pozwalał oglądać filmy z dziupli projekcyjnej. To on wyświetlał „Zerwany most” w 1963 r. na rozpoczęcie działalności kina. On też wyświetlał ten sam film na pożegnanie w 16 grudnia 2010 roku.
Zdaję sobie sprawę, że do biblioteki trafiła jedynie cząstka dokumentów archiwalnych, bowiem kino funkcjonując przez dziesiątki lat musiało dysponować ogromem materiałów. Niektóre z nich, po zakończeniu wystawy, należało zwrócić. Do 2010 r. współpraca biblioteki z kinem kwitła. Przed zamknięciem Paweł Wiliński zaproponował, że może przekazać bibliotece wyposażenie jednej z sal kinowych, by móc założyć małe kino w bibliotece. Nie było zainteresowania.
Ostatni seans filmowy
Moja myśl przywołuje dzieło Petera Bogdanovicha pt. „Ostatni seans filmowy”, w którym amerykański reżyser porusza temat dorastania w małym miasteczku. Akcja rozgrywa się na początku lat 60. XX wieku. W sobotnie wieczory młodzi chłopcy chętnie zabierali dziewczyny do sędziwego kina. Fabuła tworzy szereg epizodów zaczerpniętych z życia mieszkańców, aż do momentu smutnej kulminacji, którą jest ostatnia projekcja w miejscowym kinie. Zamknięcie kina nabiera wymiaru symbolicznego. Historia lubi się powtarzać, ta wyreżyserowana w amerykańskim miasteczku, łączy się z prawdziwą, która zdarzyła się w Słupsku – mieście naszych dziadków, rodziców i dzieci. Przy kinie spotykały się pokolenia zakochanych par, tłumy kłębiły się w holu przed seansem, by po chwili zagłębić się w świecie oczekiwanej fabuły.
Epilog
Każda epoka ma swój kres. Przed wojną dominował na Rynku pomnik generała niemieckich huzarów Blüchera, królował Munds Hotel, wyróżniały się zdobne kamienice. Po wojnie ostały się jedynie trzy budowle, które nadal ożywiają Stary Rynek. Jest jeszcze budynek z zegarem – obecnie remontowany – którego wskazówki zatrzymały się dawno temu. Spod zabezpieczeń osłaniających rusztowanie wyłania się odnowiona fasada kamienicy z zegarem. Będzie wybijał godziny kolejnym pokoleniom. Budynek kina, służący nieomal przez pięćdziesiąt lat widzom, służy obecnie klientom dyskontu. W miejscu neonu widnieje reklama Parku Wodnego. Odeszły stare czasy, przyszły nowe. Na Starym Rynku pojawiły się szare kamienie ogrodowe, zniknęła fontanna, przeprowadzono badania archeologiczne, postawiono ławki. Rynek oczekuje rewitalizacji. A kino?
Każda epoka ma swych bohaterów, których w momencie hossy stawia na piedestały. Po latach pojawia się refleksja, dopisanie puenty do życiorysu bohatera „bez skazy”, budowniczego PRL… Czasem jest tak, że kolejne pokolenie rozpoczyna poszukiwania, dochodzi prawdy i uzupełnia historię. Stara się dociec losu człowieka z „pomnika”, jak najszybciej zerwać z przeszłością burząc budowle, stawiając w ich miejsce własne urbanistyczne monumenty. Pojawia się interpretacja decyzji z przeszłości, które okazały się być chybione. Kolejne odkrycia następują w szybkim tempie. A potem nadchodzi „nowe”, lepsze, piękniejszy, modne… A przynajmniej powinno takie być.
~ Danuta Maria Sroka